expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

poniedziałek, 16 marca 2015

"Nie przeproszę, że urodziłam. Historie rodzin z in vitro" Karolina Domagalska



"Kirsten miała trzydzieści pięć lat, Michel sześćdziesiąt pięć, nie potrzebowali mrożenia. Lekarka odesłała ich do bardziej doświadczonego profesora. Ojciec jako dawca nie stanowił dla profesora problemu, ale ominięcie mrożenia było wbrew procedurom szpitalnym . - W takim razie będziecie musieli zrobić to sami w domu. Damy wam instrukcje - usłyszeli."

Zazwyczaj nie wzruszam się podczas czytania książek. Nawet ckliwy romans rzadko kiedy spowoduje, że uronię łzę. Czytając reportaż Karoliny Domagalskiej kilka razy w oczach stawały mi łzy a za gardło coś ściskało. Autorka podjęła się tematu delikatnego, który jednocześnie wywołuje wielkie emocje i dzieli społeczeństwo. O in vitro mówią wszyscy - młodzi, starzy, dzietni, bezdzietni, politycy i księża. 

Ale co tak naprawdę wiemy o in vitro? Dla większości z nas jest to zapłodnienie, do którego nie dochodzi podczas tradycyjnego stosunku seksualnego, lecz w "probówce". Autorka tego reportażu ukazuje różne oblicza sztucznego zapłodnienia - inseminację nasieniem dawcy, korzystanie z komórki jajowej innej kobiety, pisze o zapłodnieniu poza organizmem kobiety i podaniu zarodków, a także o surogatkach czyli kobietach rodzących dla innych. 
Każda przytoczona tu historia jest wyjątkowa, niektóre są smutne, inne znów piękne i ukazujące wielką miłość jaką darzą się ludzie. Szczególnie dwie opowieści chwyciły mnie za serce - w pierwszej kobieta była zdrowa, natomiast mężczyzna miał zbyt słabe plemniki - dawcą nasienia został jego ojciec. W drugiej to kobieta, posiadająca już dwójkę dorosłych córek, pragnie mieć dziecko z nowym partnerem, lecz in vitro z jej komórkami jajowymi zawodzi - córka proponuje mamie swoje komórki. 
Katarzyna Domagalska bez ogródek pisze o korzystaniu z pomocy dawców spermy wśród kobiet samotnych lub lesbijek, a także o sposobach na posiadanie dzieci przez gejów. Niezależnie od tego czy zapłodnienia in vitro dokonały pary heteroseksualne czy homoseksualne zawsze pojawia się temat dawcy czyli biologicznego ojca lub matki. W książce przeczytamy jak poszczególne rodziny radzą sobie z tą kwestią, czy chcą ukrywać biologiczne pochodzenie dziecka przed nim i najbliższymi czy wręcz odwrotnie - śmiało poruszają ten temat. 
Czy jest w książce coś co mnie zaskoczyło? W obie ciąże zaszłam bez problemu i moja wiedza o in vitro ograniczała się do podstawowych informacji. Wiedziałam, że jest to wielkie wyzwanie psychiczne dla osób decydujących się na tę metodę, że wiąże się ona z wieloma często nieudanymi próbami ale nie zdawałam sobie sprawy z ciężkiego farmakologicznego przygotowania do zapłodnienia in vitro jakiemu poddawane są kobiety, które mają problemy z zajściem w ciąże.

Dziecko to najlepsze co może się człowiekowi przydarzyć w życiu. Nie wyobrażam sobie życia bez dzieci i na pewno uciekłabym się do każdej dostępnej metody aby je mieć. W pełni rozumiem osoby korzystające z metody in vitro i chociaż wiem, że lektura tej książki nie odmieni poglądów zatwardziałych przeciwników, to mam jednak nadzieję, że spowoduje, iż zaczną się oni odnosić z szacunkiem do tego zabiegu i ludzi z niego korzystających. Lektura ta bez wątpienia uczy pokory oraz szacunku i pokazuje, że należy chylić czoła przed tym odkryciem nauki. 

Za książkę dziękuję Wydawnictwu Czarne.
Książkę można kupić tutaj: https://czarne.com.pl/katalog/ksiazki/nie-przeprosze-ze-urodzilam

poniedziałek, 9 marca 2015

"13 godzina" Richard Doetsch



"Czy trzepot skrzydeł motyla w Chinach nie doprowadzi do wojny w Europie? Nigdy nie przestaniemy pytać, co by było gdyby. Co by było, gdyby królowa Izabela nie sfinansowała podróży Kolumba, gdyby Hitler wygrał wojnę, gdyby Einstein nie napisał do Roosevelta, namawiając go do skonstruowania bomby atomowe? Kim jesteśmy,  żeby to wiedzieć, kim jesteśmy, żeby o tym decydować, żeby bawić się w Boga?"

"Jak powstrzymać morderstwo, które już się dokonało?" - tak głosi podtytuł książki i trzeba przyznać, że pytanie to zaciekawia i zachęca do lektury. Okazuje się, że słusznie bowiem "13 godzina" jest godna uwagi i szczerze muszę przyznać, że jest to dobry, trzymający w napięciu thriller. Są tu elementy fantastyczne - jak cofnięcie w czasie - co nadaje owej powieści świeżości i nietuzinkowości. Ale po kolei...

Państwo Quinn wiodą szczęśliwe życie do momentu, kiedy Nick znajduje swoją ukochaną żonę Julię zamordowaną w przydomowym garażu. Na domiar złego to właśnie on jest głównym podejrzanym. Oszołomiony trafia do pokoju przesłuchań gdzie czeka na niego dwóch niezbyt przyjemnych gliniarzy. Gdy odwiedza go prawnik w zaawansowanym wieku, Nick przeżywa jeszcze większy szok, bowiem starszy mężczyzna twierdzi, że tak naprawdę nie jest jego adwokatem. Wręcza mu list, złoty chronometr a także poleca aby Quinn w przeciągu kilkunastu minut uciekł z komisariatu. Tylko w ten sposób zdoła ocalić swoją żonę. Gdy skołowany Nick wraca do swojego domu, zapoznaje się z listem od tajemniczego starca i podejmuje wyścig z czasem aby zapobiec morderstwu Julii.

Podczas lektury "13 godziny" intrygujące jest poznawanie losów bohaterów wstecz, godzina po godzinie. Cofanie w czasie umożliwia Nickowi przyjrzenie się sprawom, które już miały miejsce, zwraca uwagę na szczegóły, podejmuje decyzje mające wpływ na dalsze losy jego i innych osób, a decyzje te nie zawsze są trafne i kończą się katastrofalnie. Pisarze tworząc książkę zwykle skupiają się na głównej sprawie i pomijają wątki poboczne, powieści przez to są płytkie i nierozbudowane. Nie w tym przypadku. Richard Doetsch pokazuje, że losy ludzi krzyżują się, a z pozoru błahe lub niemające z główną sprawą większego związku wątki często stają się przyczyną poważniejszych konsekwencji. Można powiedzieć, że z książki tej pobrzmiewa motto: "każda podjęta w przeszłości decyzja zmienia przyszłość", wszystko co robimy niesie za sobą pewne skutki. Posługując się wędrówką w czasie autor snuje również rozważania na temat zagrożeń jakie niesie ze sobą tego rodzaju podróż. Oprócz pozytywów widzi ogrom zagrożeń, które mogą się pojawić gdy tylko chronometr wpada w niepowołane ręce. Posługując się baśniowym językiem można by rzec, że tylko osoba o czystym sercu powinna móc przenosić się w przeszłość. A jak łatwo się domyśleć, takich ludzi jest niewiele...