expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

wtorek, 17 lutego 2015

"Przebudzenie" Stephen King



"Na wprost wytwornej olbrzymki stał aparat fotograficzny starego typu, taki rodem z dziewiętnastego wieku, na trójnogim statywie, z czarną zasłoną, którą fotograf może sobie narzucić na głowę. Wydawało się, że z tego miejsca obiektyw obejmował dziewczynę z wielkiego zdjęcia tylko od kolan w dół. Obok, na słupku, była taca z proszkiem błyskowym. Mistrz ceremonii w czarnym surducie i cylindrze trzymał lekko stuloną dłoń na aparacie. Poznałem go od razu."

"Przebudzenie" wywołuje we mnie sprzeczne uczucia. Z jednej strony jestem rozczarowana, ale z drugiej pewne fragmenty powieści fascynują. Oczekiwałam piorunów trzymających w napięciu, które zwiastuje okładka. Pioruny te jednak co wieczór zamiast mnie pobudzać - usypiały. Motywem, który sprawił, że moje zainteresowanie wzrosło jest porzucenie przez człowieka dotkniętego tragedią wiary w Boga.

W październiku 1962 roku do Harlow, małego miasteczka w Nowej Anglii, przybywa młody pastor, a niedługo po nim jego żona z niemowlęciem. Duchowny Charles Jacobs uosabia sama dobro i szybko staje się przyjacielem całej lokalnej społeczności, a szczególnie sześcioletniego chłopca Jamie Mortona. Sielanka trwa dopóki nie dotyka go najgorsza z możliwych tragedii jaka może spotkać kochającego męża i ojca. Pokładający dotąd ufność w Bogu Charles wygłasza Straszne Kazanie ukazujące jego zwątpienie. I jest to najpiękniejszy fragment tej powieści - owo kazanie jest swoistym arcydziełem. Pastor krok po kroku pokazuje okrucieństwo, a przynajmniej obojętność Boga na zło tego świata, zwraca uwagę na ból i cierpienie, których przyczyną są religie, by na koniec stwierdzić, że "religia to teologiczny odpowiednik klasycznego przekrętu ubezpieczeniowego, polegającego na tym, że rok po roku wnosisz składki, po czym, kiedy chcesz ze swojej sumiennie opłacanej polisy skorzystać, dowiadujesz się, że firma, która brała od ciebie pieniądze, tak naprawdę nie istnieje". Charles opuszcza miasteczko pozostawiając z sercu Jamiego zasiane ziarno zwątpienia.

Po burzliwych latach młodzieńczych Jamie spotyka na swojej drodze pastora z dzieciństwa. Charles pomaga mu wyjść z życiowego doła, w który Morton wpadł przez narkotyki. Nie spodziewa się, że przyjdzie mu słono zapłacić za dobroduszność byłego duchownego. Bowiem rodzinna tragedia, która dotknęła Jacobsa wywarła silny wpływ na jego psychikę. Przez lata w umyśle Charlesa rodzi się myśl aby poznać skrywane przed ludźmi odwieczne tajemnice. Czy będący u schyłku życia Jacobs zrealizuje swoje plany?


Mimo intrygującej fabuły książka zdaje się być rozwleczona, akcja toczy się wolno, opisy muzycznego życia Jamiego nie raz mnie nudziły. Same przemyślenia autora zostały ujęte w zachwycający sposób, chętnie podążałam za myślami Kinga, wręcz dawałam mu się prowadzić przez wyznaczoną przez niego drogę. Szkoda tylko, że często podczas tej wędrówki przysypiałam, czego niestety nie mogę zapisać na plus dla tej pozycji.


piątek, 13 lutego 2015

"Ostra gra" Olivia Cunning



"Sed od odejścia kelnerki siedział nieruchomo. Jessica zerknęła na niego - był pogrążony w ekstazie, ale nie miała ona nic wspólnego z cudownie pachnącą, acz nietkniętą lasagne na jego talerzu.  Oczy miał zamknięte, usta rozchylone, oddech wiązł mu w gardle w rytmie powolnych ruchów jej ręki. "

Olivia Cunning stworzyła serię książek opisujących życie seksualne rockowej kapeli Sinners. Cykl otwiera "Za sceną", tom drugi to "Ostra gra". Po literaturę erotyczną sięga się, można powiedzieć, w jednym celu, zatem nigdy od tego typu książek nie będę oczekiwała aby wspinały się na wyżyny formy i języka. Lecz bez wątpienia o wiele przyjemniej się je czyta jeśli oprócz ognistych scen seksu, charakteryzują się dobrym stylem. Rozczarowana "Pięćdziesięcioma twarzami Greya" z pewną obawą sięgałam po "Za sceną". Byłam miło zaskoczona gdy okazało się, że czytanie tej pozycji nie przyprawiało o ból głowy. Pozytywne wrażenia po przeczytaniu pierwszego tomu sprawiły, że bez obaw wybrałam dalszą część przygód Sinnersów.

Sed, wokalista znanego rockowego zespołu tworzy burzliwy związek z niezwykle atrakcyjną dziewczyną o imieniu Jessica. On jest typem macho, który pragnie zapewnić byt swojej ukochanej, jednak przez swój dominujący i zaborczy charakter tłamsi poczucie niezależności Jess, która chce sama o siebie zadbać. Powoduje to ciągłe konflikty między nimi. Jedyne w czym są zgodni, to w niepohamowanym apetycie na seks. Jednak na samym pożądaniu nie można zbudować trwałego związku i dziewczyna odchodzi od apodyktycznego partnera. Każde z nich rusza w inną stronę: Jessica rozpoczyna studia prawnicze, a Sed wyrusza w kolejną trasę koncertową, podczas której topi smutki w ramionach swoich napalonych fanek. Los sprawia, że ich drogi ponownie się krzyżują. I chociaż boją się zaangażować w nowy związek, nie są w stanie oprzeć się łączącej ich namiętności. Wokalista i przyszła prawniczka muszą krytycznym okiem spojrzeć na swoje postępowanie względem drugiej osoby i jeśli wyciągną z tego odpowiednie wnioski, być może będą ze sobą szczęśliwi. Czeka ich jednak próba, której nikt by im nie pozazdrościł...

Pożądanie między muzykiem i dziewczyną jest odmalowanie niezwykle barwnie, z dużą domieszką pieprzu. Autorka rozbudza zmysły czytelnika, rzuca na gorącą wodę szalonej namiętności, w której pragniemy jak najdłużej pozostać. 
Można powiedzieć, że zarówno "Za sceną" jak i "Ostra gra" traktują nie tylko o seksie, ale również o trudnej, uwikłanej miłości, która niesie ze sobą bagaż przykrych doświadczeń. Śledząc losy Seda i Jess widać, że odbudowa związku, w którym spotykają się ze sobą dwa różne charaktery o równie ciężkim temperamencie jest możliwa ale wymaga obopólnej pracy.



wtorek, 3 lutego 2015

"Władca liczb" Marek Krajewski



"Działanie krwiożerczego bóstwa geometrii, które nazwę tutaj Belmispar, jest widoczne tylko w pewnych punktach topograficznych (nazwę je punktami Belmispara). Jest we Wrocławiu wiele takich punktów. Mają one charakterystyczne współrzędne geograficzne. [...] Moja teza jest następująca: jeśli w dzień Belmispara przez punkt Belmispara przejdzie łańcuch Belmispara, to z całą pewnością jedna osoba z sześciu go tworzących popełni samobójstwo."

Zafascynowana książką Marka Krajewskiego "Koniec świata w Breslau" postanowiłam, że będę sięgać po kolejne. Zaintrygowała mnie matematyczna otoczka "Władcy liczb", a ponieważ sama ukończyłam studia z tejże dziedziny, nie mogłam ominąć tej pozycji. Cieszę się, że autor dostrzegł potencjał drzemiący w królowej nauk i uczynił ją bohaterką swojej powieści. Nawet jeśli czytelnik jest zielony w kwestiach matematyki, to to i tak odbędzie ciekawą literacką podróż.

Edward Popielski dostaje nietypowe zlecenie od pewnego hrabiego - musi znaleźć logiczne wytłumaczenie dla trzech samobójstw. Gdy to zrobi, brat hrabiego Eugeniusz Zaranek-Plater, zostanie uznany za człowieka niespełna rozumu. Twierdzi on bowiem, że przewidział śmierć owych ludzi i że złożyli się oni w ofierze bóstwu geometrii Belmisparowi. Eugeniusz tak boi się Belmispara, że nigdy nie opuszcza z tego powodu swojego mieszkania, które jest zamknięte od zewnątrz a klucz posiada jedynie jego brat.

Edward Popielski jest człowiekiem twardo stąpającym po ziemi i nie wierzy w zabobony. Jednak wraz z rozwojem śledztwa jego dotychczasowy racjonalizm zostaje zachwiany a do głosu coraz częściej dochodzi demon Belmispar. Mimo wyczerpującej i często niebezpiecznej pracy, Popielskiemu nie udaje się rozwikłać tej jakże intrygującej zagadki. Z zadaniem tym po wielu latach przyjdzie zmierzyć się jego synowi.

Palce lizać i obgryzać - tak można podsumować "Władcę liczb". Świetny styl oraz język oddają atmosferę Wrocławia połowy lat 90. ubiegłego stulecia. Barwne postaci, zgrabnie zawiązana intryga oraz oryginalna fabuła sprawiają, że od książki ciężko się oderwać. Gdy zmierzamy do zakończenia książki i myślimy, że nic nas już nie zaskoczy, autor sprawia, że napięcie nie opuszcza nas aż do ostatniej kropki.