expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

poniedziałek, 30 czerwca 2014

"Czarne krowy" Roland Topor



"Pamiętnik starego pierdoły" wywarł na mnie wielce pozytywne wrażenie więc bez wahania sięgnęłam po najnowszy, wydany siedemnaście lat po śmierci autora zbiór trzydziestu trzech opowiadań. Przesiąknięte są one specyficznym klimatem, który bezbłędnie kreuje Roland Topor, a który jest mieszanką rzeczywistości, wyobraźni i czarnego humoru. Niektóre opowiadania, mimo braku ewidentnych straszydeł, przerażają i wprawiają w zadumę. Bez wątpienia taki nastrój wytwarza "Stół". Tytułowy mebel skrzywdził mężczyznę - "brutalnie zasadził mi jeden w bok". Facet rozpoczyna monolog, w którym krytykuje postępowanie stołu, rozprawia o jego użytecznej funkcji, o tym, że nie może "zachowywać się jak rozjuszone zwierzę". Mężczyzna żąda aby mebel błagał o wybaczenie, jednak stół odmawia, co skutkuje zabraniem mu obrusu i groźbą obcięcia nóg. Stół nadal milczy jak zaklęty i nie zamierza przepraszać. Lecz mężczyzna ma młotek i gwoździe: "Chciałbyś poczuć uderzenie? [...] STÓŁ: Przepraszam."

Topor rozprawia też o bogactwie oraz biedzie, co znajduje ujście w opowiadaniu "Czym są pieniądze?". Ironizując przedstawia nam mężczyznę, który nie dba o finanse, ba! on wcale o nich nie myśli, takie kwestie nie zaprzątają mu głowy. Mężczyzna konsumuje niezliczone ilości kawioru, nosi buty z krokodylej skóry, jeździ rolls-roycem, na ścianach jego domu wiszą tylko oryginalne obrazy najwybitniejszych malarzy. "I pomyśleć, że są tacy, którzy zabijają dla pieniędzy! Czasem nawet dla drobnych sum. Inni z kolei popełniają samobójstwa pod pozorem niemożności dotrwania do końca miesiąca."
Od razu przypominają mi się słowa Marii Antoniny, która kiedy usłyszała, że lud nie ma chleba odparła "Niech jedzą ciastka!".

W zbiorze "Czarne krowy" są też opowiadania, które bawią i zaskakują formą lub pomysłem. Jednym z takich jest "Powołanie z głębin" będące krótką historią fallusa (zgadnijcie co nosi w plecaku), który odnajduje swoje powołanie w penetrowaniu grot, jaskiń, wąskich szczelin i podziemnych jezior. Dzieli się on życiową prawdą z młodymi: "Idźcie za moim przykładem, nie dajcie się klaustrofobii i pogrążcie się w dziurach, które się przed wami ukazują, ponieważ to być może w głębi jednej z nich odnajdziecie światło".

Najnowsza pozycja Rolanda Topora to przykład kolejnej niebanalnej, śmiałej i wyzywającej książki. To lektura dla miłośników czarnego humoru, którzy nie boją się bijącej z jej stron ironii a nawet głębokiego cynizmu. A jeśli czujecie, że na waszej drodze pojawia się czarna krowa, która "wyciąga broń i kieruje w waszą stronę grad kul, nie przestając nawet przeżuwać swojej gumy", to wiedzcie, że jest to książka stworzona dla Was. 

Dziękuję Wydawnictwu Replika za egzemplarz recenzencki.




Książkę można kupić tutaj: http://www.replika.eu/index.php?k=ksi&s=szu&id=505

piątek, 27 czerwca 2014

"Podejrzenia pana Whichera. Morderstwo w domu na Road Hill" Kate Summerscale

"Gdy przeczesywali gęste zarośla po lewej stronie frontowego podjazdu, Nutt powiedział, że może znajdą chociaż ciało dziecka, gdyby nikt nie odnalazł go żywego. Następnie ruszył w prawo, w kierunku ukrytego w krzakach wychodka dla służby. Benger podążył za nim. Podeszli do ustępu i zajrzeli do środka: na podłodze była mała kałuża zakrzepłej krwi."

Kiedy w jednej z nadmorskich księgarni, zwanych tu "punktami taniej książki", ujrzałam "Podejrzenia pana Whichera. Morderstwo w domu na Road Hill", poczułam, jak przyciąga mnie niczym magnes. Nie mogłam się oprzeć i musiałam nabyć tę książkę. W ten oto sposób stałam się posiadaczką traktatu o początkach pracy policyjnych detektywów, zarówno tych prawdziwych jak i ich literackich odpowiedników. 
Kate Summerscale zaznacza, że "książka jest powieścią osnutą wokół morderstwa w wiejskim domu", zawiera "niektóre elementy powieści detektywistycznej" lecz jej treść jest zgodna z prawdą. W oparciu o policyjne i rządowe akta oraz inne dostępne źródła, np. wycinki z ówczesnych gazet czy inne powieści opisujące zbrodnię w domu na Road Hill, autorka tworzy detektywistyczne studium przeplatane prawdziwą mroczną historią zabójstwa trzyletniego chłopca, które miało miejsce 30 czerwca 1860 roku. 

Dom na Road Hill zamieszkuje Samuel Kent wraz ze swoją drugą żoną, ciężarną Mary oraz dziećmi: czworgiem z pierwszego małżeństwa (najmłodsze ma 16 lat) i trójką z obecnego. W domu nocują również niania, pokojówka i kucharka. Do Road Hill dochodzi także liczna służba. Gdy pewnego poranka okazuje się, że trzyletni Saville zniknął, w wiosce rozpoczynają się gorączkowe poszukiwania. Zmasakrowane ciało chłopca zostaje znalezione w wychodku. W tym momencie każdy kto bywał w domu Samuela Kenta staje się podejrzanym, łącznie z gospodarzem. Lokalna policja nie jest w stanie znaleźć mordercy więc do akcji wkracza policyjny detektyw Jonathan Whicher. Dochodzi on do wniosków, z którymi jednak większość nie chce się zgodzić. Z powodu braku wystarczających dowodów oskarżenia Whichera zostają oddalone, on sam zaś traci prestiż uznanego detektywa. Gdy po latach człowiek odpowiedzialny za zbrodnię przyznaje się do niej, pojawiają się kolejne wątpliwości - czy osoba ta była w stanie sama dokonać morderstwa?

Zagadka morderstwa Road Hill nigdy do końca nie została wyjaśniona i tu także nie doczekamy się rozwiązania. Summerscale pozostaje obiektywna lecz podaje literackie przykłady dzieł, których autorzy pozwolili sobie na snucie najróżniejszych hipotez. Bowiem morderstwo w domu na Road Hill dało początek fali detektywistycznych książek bazujących na tej okrutnej zbrodni. W "Kamieniu księżycowym" Wilkie Collinsa bohaterka kryje mężczyznę, którego kocha, biorąc podejrzenia na siebie. Chirurg Joseph Stapleton pisał swoją książkę broniąc w niej oskarżanego przez wielu Samuela Kenta. Inspiracje tym morderstwem znajdziemy również w "Tajemnicy Edwina Drooda" Charlesa Dickensa oraz w "Tajemnicy lady Audley" Mary Elizabeth Braddon.
154 lata po zabójstwie małego Saville'a warto odbyć podróż w przeszłość i poznać fakty.



czwartek, 26 czerwca 2014

wtorek, 24 czerwca 2014

"Królestwo dziewczynki" Iwona Chmielewska

Książkę "Królestwo dziewczynki" wygrałam w konkursie zorganizowanym przy okazji festiwalu książki obrazkowej dla dzieci LiterObrazki. Wiedziałam, że trafi do mnie jedna z trzech pozycji lecz nie wiedziałam która. Gdy w swoje ręce dostałam "Królestwo dziewczynki" nie spodziewałam się tego co znalazłam w środku. Wbrew pozorom nie jest to cukierkowa opowieść o świecie małych dziewczynek lubujących się w kolorze różowym. 

Na kilkunastu stronach za pomocą bajkowych słów przedstawiony jest proces zamiany dziewczynki w kobietę: "W życiu dziewczynki przyszedł taki dzień, gdy poczuła zmianę. Usłyszała kilka prostych słów: "Królewno, dziś stałaś się kobietą". Mama przytuliła ją jakoś szczególnie. Tato spojrzał na nią jakoś wyjątkowo". Pierwsza miesiączka i dorastanie są niezwykle ważnym ale również drażliwym tematem młodych dziewcząt. Książka ta przeprowadza nastolatkę przez ten trudny okres, tłumaczy w bardzo subtelny i metaforyczny sposób zachodzące zmiany - jest "Panią swojego królestwa", która na swoich mapach odkrywa "wodospady i wybuchające wulkany", zasiada na twardym i niewygodnym tronie a jej głowę zdobi ciężka korona. Bohaterka opowiadania czuje się brzydka, nic jej nie odpowiada, wszystko ją drażni, "jej serce stawało się lodowate jak u Królowej Śniegu i nie wiedziała, czy jest jeszcze dziewczynką czy już dorosłą kobietą". Na końcu tego ciemnego i długiego tunelu dojrzewania tli się jednak światełko nadziei i gdy dziewczynka staje się coraz starsza korona już nie uwiera, tren nie plącze się pod nogami, ona uczy się władać swoim królestwem a spotkanych rycerzy raczy uśmiechem lub rozkazami. 

Opowieść ta, z pięknymi, delikatnymi i przemyślanymi ilustracjami z pewnością poczeka na moją córkę w naszej biblioteczce. Mam nadzieję, że kiedy przyjdzie czas sięgnie po nią i głęboko wierzę, że pomoże jej ona łagodniej spojrzeć na zachodzące w jej organizmie przemiany. 














piątek, 20 czerwca 2014

"Klątwa siedmiu kościołów" Milos Urban

"Był wczesny wieczór, koniec listopada. Ktoś stał przy białej bramie kościoła. Za krzakiem głogu ciemny stwór o dwóch głowach kołysał się w regularnym rytmie pokątnej rozkoszy. Schowałem się za najbliższym drzewem i policzyłem do dziesięciu. Dopiero potem ukląkłem na jedno kolano jak przed ołtarzem i wyjrzałem zza pnia. Mężczyzna i kobieta przywierali do siebie, ciało do ciała. Wyglądało to jak konwulsje smoka."

Mimo iż przebywam na wypoczynku nad pięknym polskim morzem, dzielę się recenzją ostatnio przeczytanej książki. Skusił mnie jej intrygujący tytuł oraz pochodzenie autora - Milos Urban jest Czechem i został nazwany "czarnym rycerzem czeskiej literatury". 

Kim jest główny bohater? Początkowo nie dane jest nam poznać jego imienia ponieważ bohater będący zwolnionym ze służby policjantem od lat dziecięcych wstydzi się tego jak ma na imię. Posługuje się inicjałem K. i będę się tego oznaczenia trzymać w niniejszej recenzji - nie chcę bowiem odbierać przyjemności jaką przynosi oczekiwanie na ujawnienie pełnego imienia bohatera.  
Podczas jednego z porannych spacerów K., który od lat dziecięcych nie potrafi odnaleźć się w otaczającym go świecie i chętnie powróciłby do minionych wieków, niepokoją bijące dzwony w jednym z nieczynnych kościołów w Pradze. Po przybyciu na miejsce jego oczom ukazuje się widok mężczyzny przywieszonego do dzwonu, którego bezwładne ciało uderza o ściany wieży wraz z jego rozkołysanymi ruchami. 
Sprawą zajmuje się policja, a K. na specjalne życzenie tajemniczego Gmunda posiadającego rycerski tytuł, zostaje przywrócony do służby by zostać jego indywidualnym przewodnikiem po niedostępnych częściach praskich kościołów. Gmund pragnie odrestaurować część zabytków a K. jest mu potrzebny ze względu na swoje nietypowe zdolności. Okazuje się, że były policjant jest nie tylko miłośnikiem średniowiecza ale podczas nagłej utraty przytomności "przenosi" się w przeszłość i widzi rozgrywające się w niej sceny. 
Tymczasem w mieście mają miejsce kolejne okrutne zbrodnie, a policja nadal nie natrafiła na trop, w przeciwieństwie do K. Ten  jednak staje przed dylematem - oddać mordercę w ręce władz czy podążyć za rysującą się przed nim perspektywą szczęśliwego życia. 

Fabuła jest intrygująca, jednak autor powolnie rozwija ją przez całą książkę dodając wiele dygresji, przez co wydaje się ona nieco nudnawa. Urban "urozmaica" przygody K. wieloma historycznymi i architektonicznymi szczegółami, z których zagorzali miłośnicy praskich kościołów z pewnością będą zadowoleni. W drugiej części książki akcja nieco bardziej się rozkręca i wydarzenia coraz bardziej wciągają, dzięki czemu od książki trudniej się oderwać, szczególnie gdy główny bohater jest już bliski rozwiązania zagadki. W przeciwieństwie do K. czytelnik dość szybko odkrywa tożsamość mordercy, która wydaje się być wręcz oczywista. Zabieg ten (umyślny czy też nie) nie jest jednak tak irytujący jak mogłoby się wydawać. 



piątek, 13 czerwca 2014

Literacki fotokonkurs z Wydawnictwem Replika

MAŚLINDA to słowo pojawiające się w najnowszej książce Michaliny Kłosińskiej - Moedy "Kochaj i jedz, Brazyliszku" wydanej nakładem Wydawnictwa Replika

Jeśli chcecie się dowiedzieć kim lub czym jest owa MAŚLINDA, zapraszam do sięgnięcia po powyższą lekturę. Tymczasem jeżeli spotkacie na swojej drodze coś lub kogoś kojarzącego się ze słowem MAŚLINDA, zróbcie zdjęcie i wyślijcie na adres e-mail: konkurs.wozkoweczytaja@wp.pl

Wszystkie fotki zostaną opublikowane na blogu, a autor najciekawszej zostanie nagrodzony książką "Kochaj i jedz, Brazyliszku" ufundowaną przez Wydawnictwo Replika. 

Konkurs trwa od 13 do 24 czerwca 2014 roku. Zwycięzcę wybiorę w ciągu 48h od zakończenia konkursu. 



Chcesz wiedzieć o czym jest książka? Czytaj tutaj: 

czwartek, 12 czerwca 2014

Wyniki konkursu

Imiona i nazwiska uczestników konkursu zostały spisane na karteczkach i wrzucone do słoika :-) Córka wylosowała osobę, do której powędruje taka torba:




The winner is ...




...

Katarzyna Gabiga

Gratuluję!


Kobiece premiery Wydawnictwa Replika



11 czerwca 2014 roku nakładem Wydawnictwa Replika ukazały się dwie książki z działu literatury kobiecej.

"Kochaj i jedz, Brazyliszku" Michalina Kłosińska-Moeda



"Edyta jest (i doskonale zdaje sobie z tego sprawę) zwykłą wiejską dziewczyną. Ma dwadzieścia lat, niedawno skończyła technikum hotelarskie i pracuje jako kelnerka w Copacabanie – jedynym barze, znajdującym się w wiosce, w której mieszka, Noczniku. Szara rzeczywistość nie przeszkadza jej jednak w snuciu kolorowych marzeń – Edyta zafascynowana jest barwną Brazylią, wraz z jej ciepłym klimatem, tańcami i strojami z piór i cekinów. Marzy o tym, że pewnego dnia spotka przystojnego Latynosa, który zabierze ją do nieśmiertelnego Rio de Janeiro.
Nieoczekiwanie okazuje się, że jej sny mogą się spełnić. Pewnej zimy Nocznik przeżywa prawdziwy najazd Brazylijczyków – Rafał Tokarz (syn właściciela Copacabany) bierze ślub z poznaną w Niemczech Brazylijką niemieckiego pochodzenia. Młodzi zamieszkują w Noczniku i rozpoczynają przygotowania do wielkiego polsko-brazylijskiego wesela, na które zjedzie się cała egzotyczna rodzina panny młodej. Dodatkowo młodzi proszą Edytę, która jako jedna z nielicznych dziewczyn w wiosce zna język niemiecki, aby pomogła pannie młodej – Edwiges (z polskiego: Jadwiga) – odnaleźć się w nowym otoczeniu. Powstała w ten sposób przyjaźń pozwoli Edycie na poszerzenie swojej wiedzy na temat Brazylii.
Podczas wesela Edyta poznaje Césara, kuzyna Jadwigi – ucieleśnienie wszystkich jej marzeń. César jest nieziemsko przystojny, tak egzotyczny jak to tylko możliwe i w dodatku zainteresowany właśnie Edytą. Ale nie jest też jedyny. W tym samym czasie do Nocznika przyjeżdża tajemniczy Marek Mirga, który również posiada korzenie w dalekiej Brazylii. Marek niemal od pierwszej chwili próbuje zainteresować sobą Edytę, opowiadając jej o biznesie, który rozkręca w Noczniku wraz z młodymi Tokarzami. Otóż zamierzają oni otworzyć wielką hodowlę bydła oraz stadninę koni. Projekt w błyskawicznym tempie rozrasta się o pensjonat, pokoje gościnne, spa, restaurację, sklepy z pamiątkami i cały kompleks rekreacyjno-turystyczny. Wobec dwójki tak silnych konkurentów, jakie szanse ma dawno odrzucony przez Edytę miejscowy chłopak z sąsiedztwa, Piotrek?"

Książkę można kupić tutaj: http://www.replika.eu/index.php?k=ksi&id=512



"Tej idealnej wiosny" Irene Hannon



"Claire Summers samotnie wychowuje jedenastoletnią Haley i daje z siebie wszystko, by przeciągnąć los na swoją stronę; każdą kwaśną cytrynę, jaką zsyła jej życie, stara się przerobić na ożywczą lemoniadę. Claire usiłuje nie tracić optymizmu i nie przyznaje się nawet przed sobą, że bardzo przydałaby się jej pomoc, najlepiej jakieś silne, męskie ramię... 

David McMillan ze wszystkich sił stara się uchronić swojego asystenta Keitha Watsona przed popadnięciem w pracoholizm. Aby obudzić w młodym mężczyźnie ludzkie uczucia i przywrócić chęć do życia, David zleca mu zajęcie się prośbami kierowanych do organizacji dobroczynnej.

Pewnego dnia na biurko Keitha trafia list jedenastoletniej Haley. Dziewczynka nie prosi o pieniądze, ale o pomoc w odnalezieniu zaginionego syna starszej sąsiadki. Gdy Keith niechętnie, pod naciskiem szefa, zaczyna badać sprawę, nawet nie przypuszcza, jak bardzo zmieni się jego życie, jak sprawa listu zwiąże jego los z losem Claire, ani w jaki sposób prosta i szczera prośba małej dziewczynki doprowadzi do całej serii szczęśliwych (nie tylko dla niego) wydarzeń."




Książkę można kupić tutaj: http://www.replika.eu/index.php?k=ksi&id=516


"Jak pokonać duchy?" Catherine Leblanc, Roland Garrigue

Przed nami zabawny "przewodnik" zdradzający jak pokonać nękające nas, a w zasadzie nasze pociechy, duchy. Okazuje się, że nie mają one nic innego do roboty jak tylko cały czas straszyć ludzi. Czy można temu zapobiec, czy da radę przechytrzyć ducha i sprawić aby to on uciekał w popłochu? Gdy czujemy nadchodzące nie wiadomo skąd zimno możemy spodziewać skradającej się w naszym kierunku zjawy - ale wystarczy upichcić gorącą czekoladę a przegonimy ducha! A co gdy upiory przychodzą podczas kąpieli? Trzeba je szybko ochlapać a będą zmykać gdzie pieprz rośnie. Niejedna dziewczynka zastanawia się czemu jej włosy cięgle się plączą. Teraz już wie kto jest temu winien - to sprawka wrednych duchów. Ale można łatwo temu zaradzić - "Użyj suszarki! Odwróć się nagle i dmuchnij na nie!". Każdy sposób walki ze zjawami przypadł mi do gustu oprócz jednego. Okazuje się, że duchy wymazują litery i obrazki z książek. Autorzy radzą aby zabezpieczyć strony czerwonym flamastrem - negatywnego efektu jakim może być zamazanie przez dzieci wszystkich posiadanych przez nie i przez nas książek nie życzę nikomu. 
Jeśli nasze pociechy lubią opowieści o tajemniczych zjawach i nie obcy im jest czarny humor, nie wahajmy się sięgnąć po tę trochę straszną książkę.  














niedziela, 8 czerwca 2014

"Zuzia się zgubiła" Liane Schneider, Annette Steinhauer

Od czasu do czasu dobiegają nas informacje o dzieciach zgubionych w sklepach. Pewnie wtedy każdy z nas obiecuje sobie, że jemu taka sytuacja nigdy się nie przydarzy. Lecz nawet najuważniejszym zdarza się zgubić dziecko. Podobna historia spotkała Zuzię i jej mamę, najpierw w sklepie obuwniczym a potem także w centrum handlowym. W małym sklepie z butami dziewczynka szybko znajduje swoją mamę, która poucza ją aby w przyszłości, gdy się zgubi, podeszła do kasy a ekspedientka przez mikrofon ją zawoła. Później obie wybierają się do galerii handlowej, w której Zuzia znowu się gubi. Przypomina sobie słowa mamy mówiące o tym, że ma udać się do ekspedientki. Ale gdzie jest kasa? - Zuzia nie wie i jest poważnie przestraszona. Zastanawia się czy zostanie tu na zawsze, zaczyna myśleć o swoich bliskich, co doprowadza ją do łez. Na szczęście za chwilę słyszy z głośnika głos kasjerki informujący Zuzię, że jej mama czeka przy ruchomym schodach. Dziewczynka oczywiście wie gdzie one się znajdują. Pędzi szybko do mamy, która cieszy się z odnalezienia córki. 

Książeczkę tę wypożyczyłyśmy z biblioteki. Jeszcze tego samego wieczora czytałam ją Oli na dobranoc. Oczywiście na jednym czytaniu się nie skończyło, musiałam powtarzać, także kolejnego dnia z rana.  Podczas spaceru udałyśmy się na zakupy do drogerii. Za każdym razem, gdy chwilowo traciła mnie z oczu, Ola informowała, że powinna iść do kasy zawiadomić ekspedientkę, że zgubiła się mamie. Mam nadzieję, że gdy sytuacja będzie tego naprawdę wymagać, bez wahania podejdzie do kasjerki. 









piątek, 6 czerwca 2014

"Ciemno, prawie noc" Joanna Bator

"Według Ewy listopad był szczeliną w czasie, pęknięciem między jesienią i długą polską zimą, gdy żyło się na krawędzi, w zawieszeniu, i czekało, aż czas zabliźni się, gdy przyjdą grudniowe mrozy. "W listopadzie Wielbłądko, można wyjść po zapałki i nie wrócić, w listopadzie, jak dobrze się przyjrzysz, to zobaczysz, że w każdej kałuży widać schody, które prowadzą pod ziemię. Nocą odpływy w łazienkach powiększają się tak, że bez trudu mieści się w nich dorosły człowiek. A takie siuśmajtki jak ty muszą uważać nawet na szpary w podłodze i mysie dziury.""

Już od dłuższego czasu miałam ochotę przeczytać książkę "Ciemno, prawie noc" Joanny Bator, więc gdy zobaczyłam ją na bibliotecznej półce nie wahałam się i od razu po nią sięgnęłam. Jestem ze swojego wyboru zadowolona - zwyciężczyni nagrody Nike niewątpliwie potrafi dostarczyć niezapomnianych wrażeń.

Alicja Tabor przybywa do Wałbrzycha aby napisać artykuł o trójce zaginionych dzieci. Zatrzymuje się w starym rodzinnym domu, nad którym pieczę sprawuje niemal równie stary co sam dom pan Albert. Dziennikarka wędruje po miasteczku odwiedzając rodziny zaginionych dzieci - trafia do patologicznej matki małej Andżeliki, do dobrotliwej babci Patryka oraz do Domu Dziecka, w którym wychowywała się Kalinka. Po zebraniu informacji niezbędnych do reportażu pragnie opuścić miasto lecz ostatecznie zmienia zdanie i postanawia zająć się mroczną sprawą zaginionych dzieci. Może liczyć na pomoc transseksualnej bibliotekarki Celestyny, tajemniczego Marcina, którego spotyka nocą w przydomowym sadzie, internetowego Dawida wiedzącego więcej niż się wydaje oraz wszędobylskich kociar. 
Alicja staje się również obserwatorem religijnych zamieszek na ulicach Wałbrzycha - część mieszkańców oddaje cześć samozwańczemu prorokowi Jerzemu Łabędziowi wywyższającemu "męczeńską" śmierć swojego poprzednika Jana Kołka i nawołującego do wzniesienia pomnika Matki Boskiej Bolesnej. W zlotach tych autorka ukazuje zakłamaną bogobojność, wzajemną niechęć bliźnich, zacofanie i uleganie "fałszywym prorokom".

Równolegle z teraźniejszą historią o zaginionych kilkulatkach Bator snuje niezwykłą opowieść o przeszłości rodziny Alicji. Poznajemy jej siostrę Ewę, która jest jak zwiewna i tajemnicza dama z pobliskiego Zamku Książ. To romantyczna, gadatliwa duszyczka o bujnej wyobraźni, a okrucieństwo którego doznała jeszcze bardziej świadczy o jej kruchości. 

Obie historie, miniona oraz obecna, przenikają się i uzupełniają, osaczając czytelnika jak gęsta mgła, w której czai się zło w czystej postaci. Bowiem demony, które obudziła Joanna Bator są jednymi z najgroźniejszych i najokrutniejszych - to demony chorych ludzkich umysłów, których ofiarami padają najsłabsi i najbardziej niewinni. 



poniedziałek, 2 czerwca 2014

"Praca na całe życie. O początkach macierzyństwa"

"To nie jest historia macierzyństwa ani jego studium. Nie jest to też - wyjaśniam na wypadek, gdyby ktoś doczytał aż do tego miejsca i jeszcze żywił taką nadzieję - poradnik, jak być matką. Opisałam po prostu, co myślę o doświadczeniu macierzyństwa, wybierając taki sposób, w którym, mam nadzieję, czytelnicy odnajdą własne odczucia."


Czy macierzyństwo w pierwszych miesiącach życia dziecka może dać matkom w kość? Czy to normalne, że odczuwamy tęsknotę za utraconą wolnością, którą jeszcze nie tak niedawno się cieszyłyśmy? Czy mamy prawo mieć dość płaczącego, wiecznie głodnego niemowlaka? Czy karmienie piersią może w nas wywoływać głębokie frustracje, czy może nam się ono nie podobać i czy mamy prawo szukać ulgi poprzez podanie butelki z mlekiem modyfikowanym? 

Rachel Cusk, opisując początki swojego macierzyństwa, pokazuje, że matka ma do tego prawo. Książka wywołała liczne kontrowersje na Zachodzie, postulowano nawet o odebranie autorce dzieci. Można było się zatem spodziewać historii wyrodnej matki niekochającej własnych pociech. Ale jest inaczej. Cusk na własnej skórze przekonała się, że negatywne odczucia kobiet w ciąży oraz młodych matek są tematem tabu, spycha się je w najciemniejsze zakamarki umysłu jakby nie miały w ogóle prawa istnieć. Gdy wokół panuje kult obrazu szczęśliwej młodej mamy, umalowanej, będącej zawsze w pełnej gotowości by podać swojemu dziecku pierś, Rachel Cusk pokazuje jak się naprawdę sprawy mają. Zaczyna już od okresu ciąży, podczas którego wizja porodu nie daje jej spokoju a żadne poradniki ani rozmowy z położnymi nie przynoszą wystarczających odpowiedzi. 
Kiedy jej córka przychodzi na świat, autorka próbuje zdefiniować siebie na nowo. Snuje również głębokie rozważania o ograniczonej wolności, z którą przyszło jej się teraz zmierzyć. Każdy z nas ma własną granicę niezależności, której nie chce przekroczyć. Rachel Cusk bardzo ceni sobie swobodę i pojawienie się dziecka staje się przeszkodą nie do pokonania. Próbując łączyć macierzyństwo i życie towarzyskie przekonuje się, że bezpowrotnie utraciła swoją wolność. 
Karmienie piersią także nie należy do przyjemności. Dziecko ciągle chce jeść, odstawione od piersi płacze, mijające tygodnie nie przynoszą poprawy. "Wiem, że ta dziwna funkcja cielesna, jaką jest karmienie piersią, podobno powoduje harmonię ciała i umysłu, nieporównywalną z żadnym innym ludzkim doświadczeniem. Wiem, że inne kobiety czerpią z tego zadowolenie i poczucie spełnienia. Dlaczego ze mną jest inaczej?" Doskonale wiem co czuje autorka bo sama przeżywałam podobne dylematy. Tak jak Cusk, ratowałam się mlekiem modyfikowanym, co okazało się istnym wybawieniem.

Nawał negatywnych emocji, które pojawiły się w życiu Rachel Cusk mógłby sugerować, iż nie ma tu miejsca na miłość. Lecz ona jest, autorka po prostu skupia się na "ciemnej stronie" macierzyństwa. Nad miotającymi nią uczuciami i na tym co z pewnością, w większym lub mniejszym stopniu, czuje każda matka. Dobrze, że taka książka powstała i że ukazała się także na polskim rynku wydawniczym, bowiem ukazuje ludzki, odidealizowany obraz młodej mamy. To pozycja, którą powinnyśmy otrzymywać w szpitalnej wyprawce lub na szkole rodzenia. A jeśli w historii autorki nie odnajdziemy nawet cząstki siebie, to może chociaż łagodniej będziemy patrzeć na inne "nieidealne" matki.


Dziękuję Wydawnictwu Czarne za egzemplarz recenzencki.
Książkę można kupić tutaj: http://czarne.com.pl/katalog/ksiazki/praca-na-cale-zycie