expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

poniedziałek, 14 października 2013

"Homo Historicus" Malcolm Bradbury

Ryczy adapter; dudniące decybele, zawodzenia młodzieżowej 
grupy rockowej w stanie szczytowego podniecenia tłuką się 
po domu. Howard bierze kilka butelek
 z winem, którego ciemna czerwień prześwieca 
przez szkło, i wyciąga korki. Do kuchni wchodzi tęgawa dziewczyna
 o macierzyńskim wyglądzie i bierze 
butelkę do karmienia niemowląt, grzejącą się w rondlu na kuchence. 
Sprawdza temperaturę zawartości, puszczając kilka kropel 
na swoje brązowe ramię.

Małżeństwo Kirków jest bardziej rewolucyjne niż najbardziej postępowy angielski obywatel. On jest wykładowcą socjologii mającym liczne romanse. Głosząc hasła o wolności myśli i postępowania nie potrafi zaakceptować odmiennego zdania, więc gnębi jednego ze swoich studentów. Uważa, że posiada monopol na prawdę, przez co jawi się jako postać wielce niesympatyczna. Mimo, iż dzieli się z żoną obowiązkami "pół na pół" i oboje akceptują skoki w bok, Howard nie szanuje uczuć i potrzeb Barbary. Jej rolą jest zajmowanie się domem, jednak ciężar opieki nad dziećmi i obowiązki gospodyni domowej przerzuca na mieszkającą z nimi studentkę. Barbara uczestniczy w życiu społecznym miasta, zachęca kobiety do świadomego planowania rodziny; razem z Howardem stają w obronie ubogich i wykluczonych. Organizują w swoim domu przyjęcia, na których spotykają się ludzie o różnych pozycjach społecznych. W oparach marihuany i wina jedni z drugimi zacieśniają więzy, także seksualne. Barbara namawia do stosowania antykoncepcji, nie zwracając uwagi na leżące po kątach w torbach niemowlęta przyniesione przez imprezowe nauczycielki. Opis tej prywatki z lat 70. XX wieku męczy, zniesmacza, pozostawiając uczucie kaca. Atmosfera ta znika wraz z końcem przyjęcia, a akcja nabiera tempa. Aktywny jest szczególnie Howard, który pragnie wyrzucić z uczelni kontrowersyjnego studenta, marząc jednocześnie o zaciągnięciu do łóżka atrakcyjnej anglistki o równie staroświeckich poglądach. W tak zwanym "międzyczasie" rozczula się nad krągłościami swojej stałej kochanki, a studentkę, którą "pocieszał" na imprezie zatrudnia jako opiekunkę do dzieci. 
Kirkowie są przerysowanym rewolucyjnym małżeństwem. Pragnąc wolności słowa i myśli, swobody seksualnej, dostępu do antykoncepcji, zapominają o sobie, a dzieci, które są dla nich kłodą w ich bujnym życiu towarzyskim, spychają na dalszy plan. Na tylnej okładce widnieje napis: "... książka bardziej niż zabawna, śmieszna sama w sobie". Nie mogę zgodzić się z opinią Sunday Times bowiem ani razu nie było mi do śmiechu. Być może "bardziej niż zabawna" to gorzka ironia, gdyż ona towarzyszyła mi przez cały czas.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz