expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

niedziela, 28 lipca 2013

Początek jest najważniejszy?

Pierwsze zdanie jest jak pierwsze wrażenie, którego doznajemy w spotkaniu z drugim człowiekiem. Do takiego wniosku doszłam po lekturze artykułu Why Stephen King Spends 'Months and Even Year's Writing Opening Sentences ,w którym Stephen King mówi o roli pierwszego zdania w książce .W kontaktach międzyludzkich pierwsze wrażenie może idealnie ukazać charakter drugiej osoby, ale często bywa też mylne i dopiero po pewnym czasie odkrywamy prawdziwe oblicze - czasem lepsze, czasem gorsze.

Sięgnęłam po kilka z przeczytanych książek i przeanalizowałam zdania początkowe...

Marina powiedziała mi kiedyś, że wspominamy tylko to, co nigdy się nie wydarzyło. 

Carlos Ruiz Zafon tak rozpoczyna krótką powieść Marina. Piękne i zarazem smutne słowa, które ukazują atmosferę książki. Gdy dotrzemy do jej końca, tak jak główny bohater poznamy znaczenie tych melancholijnych słów. Zatem myśl tę możemy rozpatrywać w kontekście powieści, ale nie tylko. Każdy z nas może zastanowić się na jej sensem analizując wspomnienia własnego życia.

Następnie sprawdziłam co ma do zaoferowania E.T.A. Hoffmann w Diablich eliksirach

Matka nigdy mi nie mówiła, w jakich warunkach żył na świecie mój ojciec.  

Jest to ważne zdanie jeśli chodzi o losy bohatera i jego skomplikowaną przeszłość, którą poznajemy przez całą książkę. Pewna grupa ludzi pewnie może wziąć sobie te słowa do serca, jednak nie powiedziałabym, że kryje się za nimi jakiś uniwersalne przesłanie. Z pewnością należy do kategorii zdań, o których King mówi, że są proste, konkretne i przenoszą czytelnika prosto w świat powieści. Bez zbędnych ozdobników.

Zwróciłam też uwagę na książkę, w której rozpoczynające zdanie absolutnie nie zdradza nam tego co przygotował dla nas autor. Można powiedzieć: zdanie jak zdanie. Po przeczytaniu całej książki i powrocie do owego zdania odnosi się wrażenie, że tu nie pasuje, że wręcz okłamuje nas co do zawartości. Cóż bowiem może kryć się za słowami S z prozy Davida Albahari Ludwig

Minęło wiele lat od czasu, kiedy ostatni raz widziałem Ludwiga

Począwszy od drugiej strony książka ta jest kopalnią cytatów, złotych myśli, ponadczasowych przemyśleń. Czy zatem pierwsze zdanie musiało być takie bezpłciowe? A może autor z premedytacją zastosował taką prostotę na początku książki, która w oczywisty sposób kontrastuje z jej bogatym choć trudnym wnętrzem? King uważa, że należy poświęcić dużo uwagi pierwszemu zdaniu, bowiem zły początek może zniechęcić czytelnika do dalszej lektury.

Nie mogłam też nie zajrzeć do książek Stephana Kinga. Na pierwszy ogień poszła Desperacja, w której już po pierwszym zdaniu nabieramy ochoty na więcej:

 - O Boże! Jezu przenajświętszy, co za obrzydlistwo! 

Zwrot jak najbardziej uniwersalny ale bez głębszego przesłania ;) Jeszcze na tej samej stronie dowiemy się, że owym obrzydlistwem jest powieszony martwy kot na znaku ograniczenia prędkości. 

Natomiast niczego szczególnego nie wnosi pierwsze zdanie Komórki

Zjawisko nazwane później Pulsem rozpoczęło się pierwszego października o 15.03 czasu wschodnioamerykańskiego. 

Aczkolwiek King określa ten typ zdań jako proste, oczywiste, nadające ton opowiadaniu. Jednocześnie już tu dowiadujemy się o pewnym tajemniczym zjawisku zwanym Pulsem.Z kolei taką sugestię Stephen King określa taką sugestię jako hak (huck).

W Ręce Mistrza też mamy początkowe i krótkie: 

Nazywam się Edgar Freemantle

Chociaż w przypadku tej powieści przed każdym rozdziałem zamieszczony jest wstęp opowiadający o malarstwie. Dlatego równie dobrze jako pierwsze zdanie można traktować:  

Zacznij od pustej płaszczyzny

- co jak łatwo zauważyć ma zastosowanie nie tylko do malarstwa.



wtorek, 23 lipca 2013

"Ludwig" David Albahari

Dwaj pisarze z Belgradu: Ludwig, słynny literat, i S. S przyjaźnił się z Ludwigiem, redagował jego teksty, prowadził mu dom. Nie byli kochankami. S miał pomysł na arcydzieło, powieść idealną. Ludwig tę powieść napisał. I nigdy słowem nie wspomniał o udziale, jaki S miał w jej powstaniu. W programie telewizyjnym poświęconym książce wystąpili obaj. Ludwig triumfował, S został publicznie poniżony. S wciąż rozpamiętuje te wydarzenia. Obsesyjnie analizuje swoją relację z dawnym przyjacielem, próbując odpowiedzieć na pytanie, kim właściwie jest - bez Ludwiga. 
To nie tylko znakomite studium "podwójnie złożonej" duszy pisarza, lecz także portret Belgradu - miasta, które jednocześnie przyciąga i odpycha, koi i rani, niesie życie i śmierć. 

To najdziwniejsza książka jaką przeczytałam. Od początku do końca wchodzimy w umysł S, który rozpamiętuje historię przyjaźni z Ludwigiem w oparciu o kradzież pomysłu na książkę. Pewnie każdy z nas miał w życiu jakąś sytuację, która ciążyła w pamięci, która męczyła, nie dawała o sobie zapomnieć. Sytuacja, którą rozkłada się na czynniki pierwsze, przeżywa na nowo, pisze się jej nowe scenariusze, analizuje się postępowanie osób z nią związanych. To wszystko przeżywa S, a David Albahari opisuje to zdanie po zdaniu, ukazując nam wręcz każdy ułamek myśli S.
Jeśli ktoś ma ochotę na książkę inną niż wszystkie, raczej nie lekką, trochę męczącą ale zostawiającą po sobie wyraźne, pozytywne wspomnienie, to warto po nią sięgnąć.

Ani róże, ani logika nie mogą tu nic zmienić, logika nawet mniej niż róże, bo w stosunkach między ludźmi logika nie gra żadnej roli, nie ma nic logicznego w uczuciach, w postępkach wynikających z tych uczuć albo z ich braku, tak że o relacjach między ludźmi można powiedzieć, że kierują się własną logiką, co jest wyłącznie innym sposobem na stwierdzenia, że nie respektują zasad żadnej logiki, tylko rozwijają się w skrajnie nieprzewidywalny sposób, a ten staje się oczywisty dopiero wtedy, gdy relacja się skończy, kiedy już jej nie ma.


sobota, 20 lipca 2013

"Dopóki starczy światła" Agatha Christie

Gdy ma się ochotę na książkę lekką, dobrze napisaną, wciągającą, przy której można się zrelaksować zaznając jednocześnie lekkiego dreszczyku kryminalnego, to opowiadania Agathy Christie są w sam raz. 
W moje ręce wpadł zbiór Dopóki starczy światła, który zawiera dziewięć nowelek, które z kilkoma wyjątkami, od chwili pierwodruku (...) nigdy nie zostały wznowione. Znajdziemy w nim nie tylko opowieści detektywistyczne z Herkulesem Poirot w roli głównej np. Tajemnica bagdadzkiego kufra czy Bożonarodzeniowa przygoda, ale także wczesne romanse pierwszej Damy Zbrodni - Otoczony ścianą, Samotny bożek, Dopóki starczy światła
Ostatni raz dzieła Agathy Christie czytałam jakieś 10 lat temu. Miło spędziłam czas czytając ponownie jej opowieści detektywistyczne przeplatane przygodami miłosnymi, z którymi wcześniej nie miałam do czynienia. 

Poirot podreptał po nieskazitelnym śniegu ku martwej dziewczynie. Nie poszedł na przełaj po pokrytym białym puchem trawniku, wolał trzymać się alejki. Ślady dwóch par butów, jeden męskich, drugi damskich, wiodły do miejsca tragedii. Przy czym ślady po męskim obuwiu wiodły w odwrotnym kierunku. Poirot przystanął i w zamyśleniu gładził podbródek.


środa, 17 lipca 2013

"Szachownica flamandzka" Arturo Perez-Reverte

Książka kupiona, nie wypożyczona - po przeczytaniu stwierdzam, że to bardzo udany zakup (i to za całkiem przyzwoite pieniądze: 12,99zł). 

Julia, młoda konserwatorka dzieł sztuki, ma odrestaurować obraz Partia szachów Pietera van Huysa - flamandzkiego artysty z XV wieku. W trakcie pracy dokonuje niespodziewanego odkrycia: pod warstwą farby przedstawiającą kobietę i dwóch mężczyzn grających w szachy widnieje łacińska inskrypcja Quis necavit equitem. Można ją przetłumaczyć na dwa sposoby: "Kto zabił rycerza?" lub "Kto zbił konika?". O swoim intrygującym odkryciu Julia opowiada przyjaciołom oraz byłemu kochankowi, historykowi sztuki, który ma dla niej zebrać informacje o malarzu. Kiedy zaczynają ginąć osoby z jej otoczenia, Julia zdaje sobie sprawę, że morderstwa te mogą mieć związek z zagadką ukrytą na obrazie. Szuka pomocy u wybitnego szachisty, Munoza, który rekonstruuje kolejne ruchy rozgrywającej na obrazie partii i dochodzi do wniosku, że obraz kryje także historię zbrodni dokonanej 500 lat wcześniej… 

W przeciwieństwie do Fechtmistrza, Szachownica flamandzka wciągnęła mnie już od samego początku. Jest tu wszystko co być powinno: kryminalna zagadka historyczna, morderstwa, ciekawi bohaterowie. I oczywiście szachy - same w sobie są już intrygujące, a Perez-Reverte ukazuje nam ich zarówno piękną jak i mroczną stronę. Książka ta została przeniesiona na ekran, film nosi tytuł 'Śmiertelny ruch'. Kiedy obejrzę, dam znać czy warto:) Książkę polecam z czystym sumieniem.

sobota, 13 lipca 2013

Wózkowa a elektronika w bibliotece

Nie jestem na bakier z elektroniką czy komputerami, co to to nie; z informatyką zawsze sobie dobrze radziłam, wprawdzie programowanie w Turbo Pascalu nie należało do moich ulubionych zajęć na studiach ale tak źle ze mną nie było.
Przejdę jednak do wątku bibliotecznego. Będąc jakiś czas temu w Bibliotece Głównej chciałam wypożyczyć dowolne dzieło Lovecrafta, bowiem w mojej osiedlowej filii nic jego autorstwa nie posiadają. Niestety od bibliotekarki dowiedziałam się, że nie mogę jej prosić o książkę podając autora. Po pewnym czasie znowu miałam okazję być w BG więc wcześniej w domu korzystając z katalogu on-line wyszukałam sygnatury do książek Nothomb i Lovecrafta. Niestety sygnatur to ja bibliotekarce nie mogę podać, muszę zamówić książki za pośrednictwem komputerowego systemu zamawiania książek, na miejscu lub w domu. Spojrzałam na moje łobuziaki i oddaliliśmy się w kierunku komputera. Już podczas logowania (czy ja pamiętam hasło???) córka wskoczyła mi na kolana, a synek zaczął jęczeć bo przecież wózek od niecałej minuty stoi i się nie rusza, a najlepiej to by było jakbym była taką wspaniałą mamą i go wypuściła aby mógł pobawić się kabelkami komputerowymi. Mimo tych "utrudnień" udało mi się złożyć zamówienie. Po 15 minutach dostałam Antychrystę Amelie Nothomb i opowiadania Roberta E. Howarda z posłowiem Lovecrafta... System wyrzucił mi wszystko co miał o LC i w taki oto sposób stałam się posiadaczką opowieści ale nie tego autora co chciałam. Oczywiście to nie koniec moich przygód. 
Na kilka dni przed wyjazdem do Gdańska wpadłam o poranku na pomysł, że zabiorę dzieciaki na plac zabaw na Wyspie Młyńskiej, przy okazji oddam przeczytane książki i wypożyczę nowe. Między śniadaniem, makijażem, ogarnianiem dzieci, a szykowaniem prowiantu na drogę jakoś udało mi się zamówić przez internet książki Agathy Christie i Arthura Conana Doyle'a. Po przybyciu na miejsce otrzymałam zbiór opowiadań Christie Dopóki starczy światła oraz Wspomnienia i przygody i Trujące pasmo Doyle'a - pierwsza z nich to autobiografia, a tych nie lubię czytać, druga zaś, to książka z gatunku, za którym nie przepadam, czyli science-fiction. 
Gdybym mogła przejść się między regałami i obejrzeć interesujące mnie pozycję, to pewnie dostałabym to, co chciałabym dostać. Jak widać, nie ma co się porywać na nagłe wypady do Biblioteki Głównej, najpierw należy zaczerpnąć nieco wiedzy o poszczególnych pozycjach. Więcej tego błędu nie popełnię ;)


czwartek, 11 lipca 2013

Opowiadania Roberta E. Howarda

Urzędowałam z dzieciakami w Gdańsku, w związku z czym nastąpiła przerwa w blogowaniu. Ale już jestem i nadrabiam zaległości:) 

Przez przypadek wpadły w moje ręce trzy opowiadania Roberta E. Howarda. Skrzydła wśród nocy opowiada o przygodach Solomona Kane'a, który w egzotycznej krainie stawia czoła harpiom lubującym się w mordowaniu tubylców. Nie zachwyciła mnie ta opowieść. Mimo, że występują w niej krwiożercze latające potwory i walka między nimi a ludźmi, to nie poczułam przyjemnego dreszczyku. Szkoda. 
Nieco lepiej, ale też bez rewelacji, było z drugim opowiadaniem Płomień Assurbanipala. Steve i Yar Ali szukają legendarnego Czarnego Miasta, w którym znajdować ma się klejnot zwany Płomieniem Assurbanipala. Gdy podróżnicy mają go już prawie na wyciągnięcie ręki, na ich drodze staje inny bezwzględny poszukiwacz skarbów, który chce mieć klejnot tylko dla siebie. Nie trudno się domyślić czym to się skończy. 
Ostatnia i moim zdaniem najlepsza z tych trzech opowieści to Potwór na dachu. Pewien człowiek próbuje odszukać w mrocznej księdze Bezimienne kulty wskazówek jak trafić do tajemniczej świątyni i jak zdobyć "wielki purpurowy klejnot rzeźbiony w kształcie ropuchy" zwisający u szyi mumii znajdującej się w tym nieprzyjaznym dla śmiertelnika miejscu. Jednak zbyt późno ów mężczyzna dopatrzy się sensu innych słów zawartych w Bezimiennych kultach: "A rzeczy uśpione mogą się przebudzić, gdy otworzy się drzwi ich więzienia.".
Trzy opowiadania i każde wywarło na mnie inne wrażenie. Wniosek może być tylko jeden: sięgnąć po więcej opowieści Howarda.

środa, 3 lipca 2013

"Antychrysta" Amelie Nothomb

Opis książki na tylnej okładce nie zachęcił mnie aby zajrzeć do środka. Szkoda, że notka ta sugeruje, że jest to lekka pozycja dla nastolatek i nie zdradza atmosfery tego co nas czeka. Antychrystę przeczytałam i to w jeden wieczór, nie tylko dlatego, że była krótka (105 stron) - ona wciąga od samego początku i nie pozwala na zaprzestanie czytania. Nie pozwala się od siebie uwolnić tak jak główna bohaterka Christa (nazwana później Antychrystą) zniewala nieśmiałą i zakompleksioną Blanche oraz jej rodzinę. Blanche, którą uradowało zdobycie pierwszej w życiu przyjaciółki, dość szybko pożałuje tej znajomości, bowiem Christa zajmie nie tylko jej pokój, ale także miejsce w sercu jej rodziców. Umysł i ciało Blanche nie będą mogły uwolnić się od przybranej "siostry". Nothomb, strona po stronie, opisuje manipulacje Antychrysty i ich wpływ na młodą dziewczynę, która podejmuje cichą walkę ze znęcającą się nad nią "koleżanką". To, która ostatecznie wygra nie jest wcale takie oczywiste. Antychrysta kojarzy mi się z filmem Trujący bluszcz (1992r.) ale tylko z powodu relacji między dziewczynami i omotania rodziny (w przypadku filmu tylko ojca) pozytywnych bohaterek.

"Rzuciła się na mnie ze śmiechem. Skuliłam się w kłębek na polowym łóżku. Zerwała ze mnie buty, z zadziwiającą zręcznością rozpięła i ściągnęła dżinsy, a przy okazji również majtki. Całe szczęście, że mój T-shirt był długi i okrywał mnie aż do połowy ud. (...)
- Nie dotykaj mnie!
- W porządku. Ale się rozbierz.
- Nie mogę.
- Jeśli nie, ja to zrobię - zagroziła.
- Dlaczego mnie tak torturujesz? (...)
- Żebyśmy były sobie równe."


poniedziałek, 1 lipca 2013

"Cukiernia pod Amorem" Małgorzata Gutowska - Adamczyk

Nawet nieporządek w kuchni (bałagan to jednak zbyt mocne słowo...) nie powstrzymał mnie wczoraj wieczorem przed dokończeniem drugiego tomu Cukierni pod Amorem. Ogarnęłam rano, a zmywanie to i tak nie moja działka. 
W tej części czytamy o dalszych losach bohaterów z pierwszego tomu. Ciężarna Marianna udaje się statkiem do Ameryki, gdzie rodzi syna Paula, który w przyszłości zdecyduje się na powrót do ojczyzny swojej matki. Tomasz Zajezierski unowocześnia pałac, "zapragnął urządzić w domu osobne łazienki z bieżącą wodą", wpada na pomysł "umieszczenia sedesu tuż obok sypialni bez narażenia jej mieszkańców na niedogodności związane z nieprzyjemnymi woniami (...) wydając wojnę nieśmiertelnym, zdawałoby się, nocnikom"
Kinga Toroszyn wydaje na świat córkę Grażynę. Dziedziczy ona zbuntowany charakter po mamie, dzięki czemu będzie wytrwale dążyć do zdobycia sławy jako aktorka, wdając się przy okazji w romans z dużo starszym od siebie mężczyzną. Przygody Giny wnoszą do książki powiew świeżości, nie jest ona już tylko opowieścią o życiu na wsi. Akcja przenosi się na ulice Płocka, Warszawy, a także zagranicę. Wyłapywałam każdą wzmiankę o Płocku, gdyż to moje rodzinne miasto, w którym spędziłam 19 lat i niezmiernie miło mi się o nim czytało. 
Poznajemy też rodzinę Cieślaków, którzy postępując według zasady "pierwszy milion trzeba ukraść", dorabiają się majątku.
Miłosne intrygi za tło mają I wojnę światową, okres międzywojenny oraz początek II wojny światowej. Wydarzenia te odbijają się na losach bohaterów, których historię chce poznać Iga Hryć próbująca rozwikłać tajemnicę zaginięcia rodzinnego pierścienia, który w 1995 roku odnaleźli archeologowie na rynku w Gutowie.
Cukiernię pod Amorem, mimo jej dużej objętości, czyta się niesamowicie szybko. Dzięki pojawieniu się Giny książka ta wywarła na mnie jeszcze większe wrażenie niż tom pierwszy, którym również się zachwycałam.